Bez tytułu
nic się nie dzieje... żyje sie z dnia na dzien... juz zaczynam miec dosyc szkoły i chce chociazby angine... / dobrze ze w weekendy jeszcze sie cos dzieje... jakies wyjscia są ze znajomymi... organizują coś... dzieki czemu nie ma tej beznadziejnosci dnia codziennego...
poza tym czekam aż coś się pozmienia... sentyment mnie trzyma... mógłby juz przestać... odbiera mi to po części radosc z rzeczy drobnych...
nie lubie jak jest mi smutno... jak dla mnie stan który mógłby istniec niezmiernie rzadko... w kazdym razie rzadziej niż teraz...
troche watpliwosci jest we mnie... ale co do samej siebie... i nie wiem czego ja tak naprawde chce... a swiadomosc tego jest troche dobijająca... chciałabym zeby zdarzyło się coś miłego... przez co mogłabym odsunac od siebie te wszystkie nieprzyjemne myśli...
(bo przecież najłatwiej jest uciekać)
tylko że jak sama sobie nie potrafie poradzić... to co mam zrobić?