Narkomanka III
Zaczęła się odzywać. Każdego dnia, zanim wbiła igłę.
– A wiesz, jak to się zaczęło? Chciałam zapomnieć… Ojca. Nienawidzę tego człowieka! Gdybym wtedy wiedziała, dlaczego był taki miły i tak często chciał się przytulać, oberwałby wiele wcześniej żelazkiem, niż te dwa lata temu. Mówią, że nawet najgorsze rany się goją, ale zawsze pozostanie blizna. Potem wylądowałam w poprawczaku. Dobrze, że nie na długo. Wróciłam i zamieszkałam z ciotką, która tak bardzo to się o mnie nie troszczyła. Znalazłam sobie rówieśników, choć ciężko było stać się akceptowaną przez nich. Jakaż ja byłam głupia, robiłam wszystko by się przypodobać innym. Alkohol, trawa, potem o wiele gorsze gówno. A wszystko po to, by móc z kimś rozmawiać. Nieraz trzeba było się dać zmacać kolesiowi, by ten drugiego dnia nie udawał, że mnie nie zna. Inne tego nie widzą, lądują w ich ramionach a potem chodzą z wózkami… dzieci, które mają dzieci…
Zacisnęła gumę na ramieniu. Wyjęła strzykawkę i wbijała w żyłę, pozwalając by cały płyn znalazł się w niej. Chwilę później, nieprzytomna niemal, znajdowała się w swoim własnym świecie
– Wiesz, czego się najbardziej boję? Chyba boi się tego każdy człowiek - samotności. Robimy różne rzeczy, byleby nie zostać samemu na tym świecie. Rzeczy, z których się potem nieraz śmiejemy. Nienawidzimy siebie za to, co robimy. Ale tak już jest, tacy jesteśmy. Doceniamy coś, jak nam zaczyna tego brakować. Potem lądujemy w takich miejscach, jak te… dajemy w kanał, a wszystko jest zapłatą. A ty? Dlaczego tu jesteś? Ukrywasz się przed innymi ze względu na swoją szpetotę? Chcesz działkę? Mówią, że to pomaga, lecz kłamią. Pewnie się ze mnie śmiejesz. Siedzisz tam, spoglądasz na mnie z góry - skuloną w kącie, nędzną narkomankę. O mnie się nie martw, to moje ostatnie dni. Wlazłam w to gówno za głęboko, nie ma już dla mnie ratunku. A mam zaledwie siedemnaście lat. Powinnam mieć chłopaka, chodzić na randki, łazić po sklepach z koleżankami, a umieram… Był kiedyś jeden, wydawał się taki wspaniały - wysoki, o niewielkich, błękitnych oczach. Jednak, gdy potrzebowałam, by mnie wyciągnął z nałogu poddał się, odszedł, zostawił mnie samą. Choć zdaję się, że powód był inny – koleżanka z kursu, na który uczęszczał. Ale on stwierdził, że jestem nic nie wartą szmatą, że nie potrafię panować nad uzależnieniem. A sam pił. Nauczył mnie jednak czegoś - nie wymagaj czegoś od innych, póki sam tego nie możesz dotrzymać. Widzisz, przez te krótkie życie wiele się nauczyłam. Gdyby nie to…
Zacisnęła gumę na ramieniu. Wyjęła strzykawkę i wbijała w żyłę, pozwalając by cały płyn znalazł się w niej. Chwilę później, nieprzytomna niemal, znajdowała się w swoim własnym świecie
– Cieszę się, że chciałeś słuchać moich bełkotów. Ludzie zaczynają przestawać dbać o to, czy ktoś ich słucha. Zachowują się jak małe dzieci. Każdy mówi swój monolog, żaden głos jednak nie dolatuje do uszu innych. Chciałam żyć w takim świecie, gdzie mogłabym mówić komuś o życiu szczerze i otwarcie – zakasłała, wypluwając krew na ziemię – tak, jak mówiłam to tobie. Wierzę, że słuchałeś i zapamiętasz mnie, bełkocząca narkomankę, a tyle jeszcze mam ci do powiedzenia, choć nie wiem, czy starczy mi czasu. Pewnie i ty masz mi wiele do powiedzenia. Ale to… innym razem…
Zacisnęła gumę na ramieniu. Wyjęła strzykawkę i wbijała w żyłę, pozwalając by cały płyn znalazł się w niej. Chwilę później, nieprzytomna niemal, znajdowała się w swoim własnym świecie. Tym razem odpłynęła nie zdążywszy wyjąc igły z żyły. Opadła bezwładnie, oczy zostały otwarte. Wstrząsały nią konwulsje, nieprzytomna pluła krwią, zaciskała i rozluźniała na przemian mięśnie.
Ze śmietnika skoczył na nią cień śmierci.
Ludzie z bloku znaleźli ją o świcie, martwą. Pojawił się lekarz, ledwo rzucił okiem i stwierdził przedawkowanie. Gdyby zajął się zwłokami dokładniej, z łatwością stwierdziłby, iż w jej ciele nie została ani jedna kropli krwi.
... THE END ...