no wiec teraz ze mi notka nie zniknie mogę napisać jak się bawiłam... a moim zdaniem było lepiej niż w tamtym roku... mimo ze tak wczesny przyjazd na pole namiotowe zaowocował wymęczeniem przez kolejne dni czekania na koncerty to dało się wszystko znieść... :) koncerty były cudne... i poznałam kilka naprawdę świetnych zespołów których nazwy były mi obce i nie bardzo zachęcające :) cudowne były wypowiedzi Jurka... zresztą jak na każdym woodstocku... :) i Romka się jechało... jedno mi się nie podobało... ze na woodstocku teraz każdy chce zarobić... tak jak by to już nie było to samo... ale najwspanialsze jest tak to jak przy muzyce pod tą sceną ten ogrom ludzi tańczy śpiewa i się bawi... człowiek się czuje wtedy tak cudownie... i nie ważne jest to kim kto jest... czy to Niemiec czy miastowy ubrany w dresik... to jest nie ważne i dlatego takie cudowne :) poza tym u kryszny było w tym roku dobre jedzonko...ciekawe przedstawienie i kolorowe makijaże...
chciałam zostać honorowym dawcą krwi... i byłam w jednym z czterech punktów rozmieszczonych na całym woodstockowym polu... przy wstępnych badaniach krwi na samym początku pani powiedziała mi ze nie mogę być dawcą ponieważ mam pH krwi poniżej dopuszczalnej normy by być dawcą... moje wynosiło 12,1 a potrzebne było 12,5... powiedziała ze to pewnie przez to ze za mało czerwonego mięsa jem... ale mówiła ze to na pewno nie jest anemia... i podała mi nazwę tabletek które pomogą... okazało się ze mam je w domku... bo marudziłam mamie żeby mi kupiła jakieś z większą niż w normalnych witaminach ilością żelaza... no i planuje przejść się do punktu w szczecinie jak odbiorę dowód... czyli cos pod koniec sierpnia... :) mam nadzieje ze te tabletki cos pomogą...
co do woodstocku to na polu trafili nam się naprawdę świetni sąsiedzi... a jak pięknie nam kolega na bębnie przygrywał... i jak wpadali w kilka osób do nas z rana z winem heh...
i os było bardzo dużo w tym roku... jak cały tydzień się martwiłam żeby żadna mnie nie dopadła to na sam koniec jak na złość mnie użądliła... Pawła wcześniej też... tylko ze mu bardzo szybko zeszło a mi spuchło i boli i w ogóle... myślę ze odrobinę uczulona jestem... ale nie w stopniu które mogłoby mi zaszkodzić... coś jak na komary... zamiast małej kropki to mam wielką plamę... ble ble...
poza tym sam Jurek nas na stopa podwoził raz :) jak wracaliśmy z miasta :) i pogadał z nami chwilkę... miłe to takie...
gorące dni, tanie piwa, pizza, spacery za rękę, zwariowani ludzie, pogo, tyskie, Nigdy Więcej, pomarańczowe wstążki, 3km, zimna woda, kolory, kurz, długie paznokcie, zupki chińskie, ciepłe wieczory, koraliki i rzemyki, cudowne poranki, ciepły sen, mrówki, papierosy i wino, latające butelki, drewniane domki, straż pożarna, spódniczka, ból brzucha, trawa, zachwyt i dobra zabawa...
chcę tam wrócić :) za rok :)
Dopisek: co do krwi i pH... to chyba sie cos pomyliło... bo przecież... krew nie może być aż tak zasadowa... hmm....