smutny poranek...
nie lubie takich poranków... biorą sie bez powodu... z nikąd... czuje się taka troszke przygnębiona i mam ogromną potrzebe przytulenia się... jak dla mnie to lekarstwo na tak wiele rzeczy... no nic musze poczekac az minie sobie samo...
wczoraj bylismy w tym teatrze... była to taka porażka ze mi słow brakuje... i stwierdzam ze juz wiecej tak nie bede wychodzic z klasą czy tym bardziej ze szkołą... szlag mni tam po prostu trafiał przez zachowane wiekszosci ;/ ciagle darli te ryje, gadali i bawili sie komorkami ;/ jeszcze lepsze były panienki z mojej klasy ktore sobie odtwarzacza mp3 słuchały : ech...
poza tym w koncu sie za matematyke zabrałam... jak narazie wychodzi w sumie pozytywnie... mam nadzieje ze do piątku opanuje te dwa tematy i zalicze spokojnie kartkóweczke ;) poza tym dzisiaj sprawdzian z niemca... siedziałam po nocy i odrbiałam zadanie domowe i uczyłam sie słowek... no jak bym nie mogła tego wczesniej zrobic :) i dzisiaj mam fakultety z chemii... jak bardzo nie chce mi sie na nie isc.... bo musze czekac godzine a pozniej to trwa tak długo i nie rozumiem co kobieta do mnie mowi... i jestem po 17 w domu ;/ a nie 14:30...
wczoraj była taka ładna pogoda... az mnie skrecało w srodku zeby wyjsc i sobie na rowerze pojezdzic... ale roweru brak... bo rodzice jakis czas temu wywiezli go do ciotki... ;/ no to dzisiaj zaczełam ich meczyc zeby jakis niedługo kupili...
i ustawiłam sie z kolega do kina w sobote... na epoke lodowcową... hmmm ale coś się o tą znajomość zaczynam martwić : jejku czy bycie zwykłym znajomym to jest aż takie trudne :P?
pospałabym jeszcze...